Jak zwykle zaczne pisanie od opisania miejsca, w ktorym sie wlasnie znajdujemy. Tym razem to naprawde szczegolne miejsce. To nie lotnisko, ani hostel, ani kafejka internetowa. Siedzimy w chacie we wiosce gdzies w gorach na polnocy Tajlandii pod granica z Birma, 2 godziny drogi samochodem na polnoc od Chang Mai. Znajdujemy sie na 2-dniowej wyorawie i siedzimy tu w 7 osob. 2 tutejszych, w tym nasz przewodnik, przygotowuja wlasnie kolacje, wewnatrz chaty na wolnym ogniu, jest z nami para Francuzow, Pascal i Stephanie, mlody Anglik, James, ktory jest wlasnie na tropach Williego Foga, tyle ze na okrazenie globu zaplanowal 7 miesiecy i nikt nie depcze mu z tego powodu po pietach :), oraz my dwaj. Ponizej zdjecie chaty, w ktorej nocowalismy. tak dla wyobrazenia
Potem bez wiekszych problemow dolecielismy do Bangkoku, gdzie okazalo sie, ze nasz lot do Chang Mai (ktory nas niezle zmobilizowal, ze przez moment myslalem ze w sprincie po lotnisku z 18 kg w 2 plecakach moglbym plasowac sie w czolowce) jest opozniony 2 godziny... Nagle mialem czas zeby wyciagnac ksiazke!!! i przeczytalem nawet 50 stron :) W koncu ok. 22 dotarlismy na miejsce, poszukalismy hostelu, wciagnelismy niesamowicie smaczne zarcie (na ulicy oczywiscie) i poszlismy spac.
Dzisiaj rozpoczal sie nasz 2-dniowy trekking tour. Najpierw wrzucili nasza piatke na pake forda pick-up'a i 2 godziny jechalismy wspinajac sie coraz wyzej serpentynami. Po dordze zwiedzilismy przepiekny wodospad. Nigdy czegos takiego nie widzialem wiec pozwolicie ze niech obrazki przekaza to co tam ujrzelismy. A i tak zaluje, ze nie mogliscie byc tam wszyscy ze mna!!!
znajdz osobe ukryta na tym zdjeciu :)
Wlasnie jedlismy pyszna kolacje a nastepnie gralismy w.. nazwijmy ta zabawe "strojenie glupich min po zjedzeniu calej czerwonej papryczki". Chyba wygralem.. Ok. jeszcze nigdy w zyciu nie jadlem sam calej papryczki = nigdy w zyciu nie mialem nic rownie ostrego w gebie. Wypalilo mi najpierw jezyk i gardlo, a pote nieswiadom obecnosci resztek na moich palcach potarlem nimi moj nos... to byla dopiero jazda! Po pol godzinie wszystko wrocilo do normy :) Teraz moge powiedziec, ze faktyczynie jadlem ostre zarcie!
Po kolacji dosiadl sie do nas nasz przewodnik, Nong. Okazal sie najsmieszniejsza osoba, jaka do tej pory spotkalem w naszej podrozy. Doprawadzal nas do lez swoimi historyjkami opowiadanymi lamanym angielskim i spedzilismy wspolnie naprawde swietny wieczor. Bardzo milo bede wspominal ten pobyt w dzungli. W osadzie nie ma oczywiscie zasiegu, wiec jestesmy odcieci od swiata. Spimy w chacie z dziurami zamiast okien - na podlaodze w spiworach. W nocy jest naprawde zimno! Jestesmy na wysokosci ok 1200m. Jutro rano czeka nas godzina wedrowki przez dzungle, 2 godziny jazdy na sloniach i 3 godziny splywu tratwami z bambusa. Noc jest niesamowicie ciemna i piekna. Widac jedynie gwiazdy i ksierzyc. W zasiegu kilometrow nie ma nic dookola. Tylko lasy i gory. Dobranoc....