Freitag, 13. März 2009

Dzien 22

I oto nadszedl nasz ostatni dzien w Tajlandii. Piatek 13ego! :) Wczoraj w nocy ( a wlasciwie nad ranem) wracajac do hostelu widzialem jeszcze sporo ludzi na ulicach, a konkretnie na ulicy Khao San Road. To taki dreptak turystyczny z masa straganow, barow, knajp, jedzenia ulicznego, restauracji, ktory zawsze tetni zyciem i zdaje sie nigdy nie spac. Chociaz z tym spaniem roznie bywa. Tu np udokumentowalem drzemke ochraniarza sklepu i byc moze pierwszego klienta czekajacego juz na otwarcie :))


Rano postanowilismy, iz ostatni dzien spedzimy na zakupach. Zaczelismy krecic sie najpierw po okolicach w poblizu naszego hostelu a potem spontanicznie poprosilismy jednego kierowce tuk-tuka, aby nas zawiozl na jakis fajny targ.


Targ nie byl moze az taki super, ale wyprawa byla fajna. Po drodze zjedlismy jeszcze dosc ostra zupe na miescie. Wiedzieliscie, ze palenie w gardle od chilli oaoryczek its mozna zniwelowac swierzymi lisciami miety?


Tutaj kolejny zupelnie niezrozumialy dla nas obrazek, cyknalem na ulicy na miescie. Idzie chlopaczek z dziewczyna, maja moze po 15 lat, a patrzcie co koles ma na koszulce. Rozumie to ktos?


Po powrocie wyplacilismy jeszcze kazdy po 5000 Bahtow (czyli ok 500zl) i udalismy sie na zakupy, polaczone z twardym targowaniem sie do konca. Ale ile przy tym zabawy!!! :)


W tej galerii prowadzonej przez gluchoniemych pozwolono zrobic nam wyjatkowo zdjecie, poniewaz zostawilismy tam naprawde sporo kasy kupujac kilka naprawde ciekawych obrazow za stosunkowo male pieniadze


Czas minal szybko, o 17 mielismy juz autobus na lotnisko i dzieki Bogu nie pojechalismy pozniej, bo podroz zamiast planowych 45 minut potrwala dokladnie cala godzine dluzej!



Na lotnisko dotarlismy ok 19 i spokojnie zdazylismy na samolot.
Ponizej ostatnie zdjecia zrobione jeszcze na lotnisku przed odlotem do Dubaju


Do Dubaju dotarlismy ok. 23.50 tamtejszego czasu, tam mielismy dluzszy, 8-godzinny postoj i nastepnego poranka samolot do Frankfurtu.

Donnerstag, 12. März 2009

Dzien 21

Dzisiaj - to byl wlasciwie ostatni caly dzien urlopu. Jutro o 20.25 wylatujemy najpierw do Dubaju a potem juz w sobote do Frankfurtu. W niedziele rano Frankfurt - Katowice i to by bylo na tyle :(
Ostatni pelen dzien (i wieczor przede wszystkim) byl jednak znowu szalowy! Rano opuscilismy jak wspominalem nadmorskie miasteczko Krabi i udalismy sie minibusem do miasta Surat Thani, skad mielismy samolot do Bangkoku.
Ulicami Surat Thani...
W Surat Thani wkurzyli nas goscie z miejscowego biura podrozy. Oni dzialaja jak takie siatki. Dowoza cie w jedno miejsce gdzies na zadupiu i tam czekasz, az Cie odbiora ich ludzie i zawioza - w naszym wypadku na lotnisko. Nie mielismy zamiaru spoznic sie na samolot, wiec jak nam powiedzieli ze tuk-tuk bedzie za 15 min bo nie jestesmy jedynymi ktorzy nimi pojada, na wlasna reke zlapalem przejezdzajacego, ten mijajac biuro podrozy dostal opieprz od agenta, ze im zwinal klientow, ale my na czas bylismy na lotnisku.
Kierowca poszedl po drodze siku, a my sie wyglupiamy.
Przelot bez niepotrzebnych wrazen. Na lotnisku czekajac na bagaze troche mi sie nudzilo, wiec fotografowalem coniektorych nietuzinkowych osobnikow. I tak na przyklad mamy tu na dowod obciachu, ktory lubia czasem zrobic sobie turysci z bylego ZSRR - osobnika o imieniu Sasza - skrzyzowanie azjatyckiego Janko - muzykanta z pierwszoklasowym wschodnioeuropejskim lansem. Ladnie ich uchwycilem miedzy kwiatkami. Fotka dnia! :)


Kolejny osobnik, to niestety przyklad sexturystyki. Nie wspominalem o tym wczesniej ale oczywiscie spotyka sie tu czesto takich osobnikow. Jak ich widze to mi sie noz w kieszeni otwiera i najchetniej bym podszedl i dal w pysk. Ale niestety nawet tu swiat nie jest w 100% perfekcyjny.. :( -ten sobie chyba wzial od razu dwie - hurtem pewnie taniej..


Po zakwaterowaniu sie w hostelu wybralismy sie jeszcze troche na miasto. Kupic jakies male prezenty i pozwiedzac.
Na jednym z wielu mostow Bangkoku

Wieczorem udalismy sie w miejsce, ktorego odwiedzenie planowalem od poczatku pobytu. Stadion walk w Taiboxingu (Muy Thai). Niestety, wstep okazal sie znacznie drozszy niz sugerowaly opisy na internecie. Zaplacilem za miejsce w najgorszej kategorii ok 100zl. Dla Piotrka okazalo sie to zbyt duzym wydatkiem i wolal w to miejsce isc na zakupy, tak wiec po uzgodnieniu pozniejszego punktu spotkania zostalem na miejscu sam.
Stadion to mocno obskurna sala, rzedy dosc stromo w gore, na srodku ring, sektory pooddzielane siatkami, ale moze wlasnie dlatego miejsce robi wrazenie. Ogolnie 90% miejscowych i malo turystow. Ja wepchalem sie w srodek tlumu i od razu ktos mi zwrocil uwage, ze tu sa miejscowi a obcokrajowcy siedza o tam :) ale nie dalem sie przegonic i dobrze zrobilem. Caly wieczor skladal sie z 10 walk (przyszedlem pozniej ale i tak zobaczylem ostatnie 6!) Kazda walska po 5 rund x 3 minuty. No, maminsynkow to tam nie ma!! Twardziele niesamowici. Jak sie wala po piszczelach i pietami w klatke albo udo to az ciarki przechodza!
Wszystko oprawione jest akustycznie niesamowita wrzawa miejscowych oraz specyficznymi dziwiekami typowymi dla tego miejsca. Fujarek i bebenkow.
Glowna atrakcja sa jednak przyjmowane na widowni - nie wiem czy do konca legalne- zaklady. Mialem wrazenie ze ludzie przychodza bardziej dla emocji zwiazanych z zakladami niz poogladac walki. Coz - hazard to nalog. Wciaga. Wyglada to tak, ze bukmacherzy stoja miedzy ludzmi i sa umowione znaki. Kilkoma znakami reki bukmacher daje znac, jakie sa stawki, ktore zmieniaja sie w trakcie walki, a stawiajacy kase pokazuja, na ktorego zawodnika i ile chca stracic :) Wrzawa jest przy tym niesamowita a emocje oczywiscie podwojne bo i widzialem ze pieniadze niemale. Podsumowujac - wypad super. Atmosfera, walki, emocje, zawodnicy - nie zawiodlem sie na niczym :)
przy kasach
i wewnatrz
Przed walka skupienie...
rytualy...
...koncentracja
i zaczynamy!!
ludzie krzyczac i gestykulujac obstawiaja wynik walki
a muzyczka gra :)
ja tam bylem!!!
Ten bukmacher swoje dzisiaj zarobil :)
Jutro niestety juz uciekamy...
Wlasnie przestawiam sie juz na nasz europejski czas. Jestesmy tu 6 godzin do przodu. Dlatego jest juz 4.30 rano a ja jeszcze w kafejce... U was dopiero 22.30

Mittwoch, 11. März 2009

Dzien 20

Kolejny super dzien to nasz drugi dzien pobytu w Krabi i zarazem ostatni nad morzem. Ale za to jaki!! Postanowilismy wybrac sie na wycieczki, tyle ze Piotr preferowal kajaki a ja nurkowanie z fajka. Jako ze jestesmy bezproblemowi, postanowilismy ze kazdy zrobi to co lubi, dlatego tez rano on uderzyl na wycieczke kajakowa (podobno plyneli fajnymi kanalami miedzy skalami i malpy po nich skakaly, ale wiecej nie wiem i zdjec tez nie ma...) tak wiec cyknalem mu fotke przy odjezdzie
a sam udalem sie na calodniowa wycieczke. Odwiedzenie 4 wysp polaczone z nurkowaniem. Powiem krotko: widzialem najpiekniejsze plaze, na jakich w zyciu dane mi bylo byc. I to kilka, bo kazda wyspa byla piekna. Postanowilem nie opisywac zbyt wiele a poprostu wrzucam zdjecia abyscie popatrzyli. Wiem, ze to wyglada nierealnie, ale ja tam bylem i moge poswiadczyc, ze faktycznie tak jest :)
nasza lodka na ten dzien po lewej
a tak wyglada silnik z dluga sruba:) - dla zmotoryzowanych
Trafilismy na krecenie nowej produkcji filmowej The Lost Medallion. Znalazlem nawet cos o tym na necie.. http://www.imdb.com/title/tt1390539/. Jak wiadomo, Plaze z Di Caprio tez krecono na jednej z uroczych tajskich wysp.
Kolejna wyspa - Poda Island
Uprzedzono nas przed cwanymi malpami, ktore potrafia ci wyrwac cos z reki.. i juz tego nie zobaczysz:)
Kolejna wyspa - Chicken Island. Prawde, ze przypomina kurczaka? :)
tam naprawde tak jest...
Jedyne, czego tu nie utrwalilem to zdjecia podwodne, bo brak mi odpowiedniego sprzetu. Bardzo zaluje, bo pod woda bylo tak samo pieknie jak nad woda. Wyobrazcie sobie rafy koralowe, przejzysta wode rozswietlona sloncem i dziesiatki gatunkow ryb, krabow itd.. Poprostu piekny podwodny swiat. Wszystko niesaomiwcie kolorowe. Dlaczego u nas w jeziorach szczytem wydania kolorowej ryby jest okon (fakt, ladna rybka) a tam? Nie znam sie na gatunkach, nie widzielm wprawdzie pierwowzoru "Nemo":) ale jego kumpli (ta plaska niebieska i zolta) poza tym np cos o ksztalcie karpia ale w kolorze turkusowym, grzbiet, kontury i pletwy jaskrawo niebieski a reszta mieniaca sie na cerwonoi (zaleznie od katu padania swiatla) - ktos sobie wyobraza? a ja plyne w tejk lawicy. Pode mna, przede mna i za mna ryby, olbrzymie "karpiowate" na wyciagniecie reki. OK, starczy opisywania. Niestety nie mam zdjec, jedynie lawice malych zielonkawych rybek, ktore bily sie o kazdy rzucony kawalek banana :)
Po powrocie zastalem naszego prywatnego organizatora ruchu podczas drzemki popoludniowej na podlodze w garazu (jak mowilem - tutaj poprostu nie chucha sie tak na dzieci, a malce wygladaja na radosne i zachowuja sie jak rybki w wodzie) :)
Wieczorem wyskoczylismy jeszcze na nocny bazar pojesc lokalnych smakolykow a wczesniej odwiedzilem jeszcze miejscowy dom towarowy, gdzie odkrylem kabiny do karaoke - bardzo sprytnie zorganizowane, bo na zewnatrz malo co slychac, i jak sie ma dosc zakupow, mozna sie isc wyzyc w mikrofon:),
oraz miejscowa swiatynie i mialem szczescie, bo trafilem akurat na modly. Fajnie to brzmi jak oni spiewaja. Zupelnie inaczej niz u nas ale robi wrazenie..


A tu jeszcze zwroccie uwage na nietuzinkowa architekture sygnalizacji swietlnej...
Jutro wracamy do Bangkoku!