Mittwoch, 4. März 2009

Dzien 12 + 13

Dzisiaj bede sie streszczal bo jestesmy juz na poludniu i tu jest tak turystycznie, ze internet jest naprawde drogi jak na to miejsce. 12 zl za godzine!!
Ale dla Was chetnie sie poswiece :)
Tak wiec wczoraj .. a wlasciwie przedwczoraj mialem przgode mniej ciekawa a w sumie obrzydliwa! Wracajac z pisania bloga ide chodnikiem, nagle czuje cos pod noga, a jestem w klapkach. Odruchowo cofnalem noge i nie nadepnalem do konca. Patrze, a to wielki szczur!!! Nienawidze szczurow! Skubany, tylko przemknal i schowal sie w rynsztoku w jakiejs dziurze. Dobrze ze mnie nie drasnal albo skaleczyl, bo dopiero mialbym jazde!! Zdjecia tego wydazenia oczywiscie nie posiadam, ale bylo to naprawde nieciekawe spotkanie. Brrrrr!!!
Wczoraj mielismy jeszcze jeden dzien w Bangkoku. Mysle ze powiem w imieniu naszym ze byl to bardziej dzien oczekiwania na wyjazd na wyspy. Poszwedalismy sie po miescie, widzielismy pare swiatyn, budynek rzadu, wielka hustawke :) Wczoraj bylo wogole swieto buddy wiec nawet trafilismy w jednej ze swiatyn na naborzenstwo. Podobalo mi sie. Tak mniej sztywno niz u nas.
Wieczorem zaladowalismy sie w autobus ( po kilku perypetjach zwiazanych ze zlokalizowaniem miejsca odjazdu - bo tak wlasciwie autobus odjechal z miejsca oddalonego o 300m od naszego hostelu. ale kazano nam jechac poltorej godziny wczesniej na dworzec, po czym transportowano nas w miejsce odjazdu, ktore bylo (kurwa) pod naszym hostelem, jak wspomnialem). Jakimi specami logistycznymi sa Taje okazalo sie jeszcze pozniej. Ruszylismy nocnym autobusem i mielismy byc na miejscu nastepnego poranka. O 5 rano obudzono nas i powiedziano, ze przesiadamy sie bo tu autobusy rozdzielaja sie i wioza turytow w rozne miejsca. Pukhet, Koh Pih Pih itd.. Nam powiedziano, ze zostajemy w tym samym autobusie. Ok. Wiec polozylismy sie tam spac, bo odjazd mial byc o 7. Ok. 6.30 powiadomiono nas ze jednak jedziemy innym autobusem i wydano nam graty z bagaznika. Potem byl istny cyrk. Jakiejs lasce zginal bagaz, nasz na szczescie byl.. Potem powiedziano nam, ze nasz autobus odjezdza z drugiej strony ulicy (tam nie ma jakby autostrad w sensie europejskim. Sa natomiast 6- pasmowe drogi. 3 pasy w jedna, 3 w druga strone. Czasami sa swiatla, U-turny.. wiec to takie cos pomiedzy droga szybkiego ruchu a autostrada. No wiec kazano nam przejsc na druga strone. My mega zaspani dralujemy z 20 kg na plecach.. w polowie drogi miedzy 3 i 4 pasem okazuje sie ze nie- my zostajemy tu. Ok. Tak wiec cala w stecz. A caly czas mijaja nas autobusy, samochody, motocykle. Docieramy z powrotem. po 2 minutach okazuje sie ze jednak mistrzom inzynierom logistyki cos sie pojebalo, i jednak jak najbardziej mamy znalezc sie o 6 pasow dalej na drugiej stronie ulicy. Teraz juz zmeczeni, rozbudzeni, klac pod nosem wleczemy sie na druga strone. Po 10 minutach jednak podjezdza autobus w ktory sie pakujemy i od razu zasypiamy.
Oto nasz super wypasiony VIP Bus - kolorowy jak pisanka wielkanocna.
Na miejscu jest super. Bierzemy lodke na piekna plaze 10 min drogi od portu i jestesmy tak jakby w raju. Plaza istnie z katalogu biura podrozy. Z reszta sprawdzcie fotki. To nie jest Photoshop!! Wspielismy sie tez na punkt widokowy i zwiedzilismy lagune, brnac przez dzungle. Slonce niesamowicie tu piecze. Moj cien ma w poludnie ok 30cm dlugosci wiec mozecie sobie wyobrazic. Woda w morzu ma temperature letniej zupy a jestesmy tu w porze chlodnej!!
To tyle wrazen na dzis. Jutro uciekamy na wyspe Koh Jum. Brzmi zachecajaco :)
W tej chwili jest tu cos jak urwanie chmury. Niebiosa sie otworzyly i leje niemilosiernie!!! Oby jutro bylo ladnie :)
Ogladajcie fotki, piszcie komentarz i do "uslyszenia" na blogu :)

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen