Sonntag, 1. März 2009

Dzien 9 + 10

Postaram sie dzisiaj opisac dwa ostatnie dni, w ktorych jak zywkle od nawalu wrazen ciezko pozbierac mysli..

Tak wiec wczoraj kontynuowalismy nasza wycieczke (trekking) w gorach. W nocy wszyscy niezle zmarzlismy! W Tajlandii! Kto by pomyslal :) Spalismy na dlugi rekaw pod spiworami a mi i tak bylo zimno ze tylko czubek nosa wystawialem spod spiwora, starajac sie przy tym nie wystawiac na zewnatrz uszu :) Ciekawa technika. Obudzilismy sie wczesnie, zjedlismy pyszne sniadanko i wyruszylismy z wioski.


Najpierw godzinny marsz przez dzungle, troche pod gore, troche z gorki. W koncu dotarlismy do kolejnej osady, w ktorej czekaly na nas slonie a takze stado handlarzy, ktorzy poprostu nie dali sie zbyc. Ale ze mieli ladne koraliki, ktore robili sami a i tak chcialem cos takiego kupic, wiec zasililem nieco kase wioski nawet sie z nimi nie targujac (o targowaniu w Tajlandii - pozniej).


Potem byl trip na sloniach! Co za majestatyczne stworzenia. Idzie taki powoli, stapa, rozglada sie, nie daje sie popedzac (no chyba ze dostanie z procy w zadek od opiekuna), jak jest glodny, to podchodzi do galazek i wcina :)) Generalnie niezla frajda!! Na sloniu mamie jechalismy my i anglik a na baby-sloniku parka francuzow. Jako ze lawka na grzbiecie jest na 2 osoby, trzecia (pierwszy bylem ja, potem sie zmienialismy) jechala na grzbiecie. Tak wiec siedzialem okrakiem na karku slonia, kolana za jego uszami i wlasnie tak go sterowalem - chociaz czasem mialem wrazenie ze ma odmienne ode mnie zdanie na temat kierunku podrozy - jak pchasz kolanem lewe ucho - skreca w prawo- i na odwrot. Niesamowita atrakcja. Czuje sie to potezne zwierze pod soba a on idzie jakby nas trzech tam na nim wcale nie bylo.




Po dwoch godzinach marszu wzdluz rzeki (wlacznie z niejednokrotnym przekraczaniem jej) przesiadlismy sie ze sloni na tratwy bambusowe i ruszylismy na 3godzinny splyw. To tez bylo super! 4 osoby mialy kije, ktorymi sterowaly tratwy, 2 byly pasarzerami, no i zmienialismy sie. Bedac kapitanem (czyli na przedzie tratwy) zlekcewazylem chwilowo nurt i przylozylismy w olbrzymi kamien przy brzegu. Uderzenie bylo tak silne, ze prawie zrzucilo nas i nasze bagaze do wody!! To by byla katastrofa! Lepiej o tym nie myslec :)) a szczescie wszystko skonczylo sie szczesliwie, tyle ze potem nie bylem juz kapitanem :) Ale nie mialem tez ambicji :) Po 3 godzinach wysiadka nad brzegiem, obiad i 2 godziny najpierw zakurzonymi drogami a potem asfaltem z powrotem do Chiang Mai. Wycieczka - mowie tu rowniez w imieniu mojego wspolpodroznika - bardzo udana. Moc niezapomnianych wrazen.

mowilem, ze kiepski ze mnie kapitan? :)


A oto czlonkowie wyprawy:
na dole od lewej Stephanie, nasz Mr Nong, Piotrek, u gory ja, Pascal i James.

Wieczorem po naladowaniu naszych bateryjek wybralismy sie jeszcze na miasto. Bylismy na nocnym bazarze, ktory jest olbrzymi i tetni niesamowitym zyciem w godzinach wieczornych. Kupilismy nawet kilka rzeczy, przy czym dosc szybko polapalismy sie w systemie uzgodniania ceny. Kto placi tyle ile chca - jest niezlym losiem i sam sobie winien. Generalnie metoda jest prosta. Po uslyszeniu ich ceny mowisz - Cooooo??? do tego wazne: kiwanie glowa z udawanym teatralnym niedowierzeniem + ironiczny usmiech w stylu "chyba masz nierowno pod sufitem" - i idziesz dalej. Wtedy sprzedawca - jezeli faktycznie chce towar sprzedac- biegnie za toba z kalkulatorem - bo oni nie wszyscy sa mocni w angielskim - i kaze ci wpisac sume ktora jestes w stanie zaplacic. Glowna zasada - nie pisz wiecej niz 50% ich ceny! A najlepiej jeszcze mniej, zeby na koniec zaplacic maksymalnie polowe tego co chcieli. I tak jeszcze na tobie zarobia!! :) Tak wlasnie targujemy sie na tajlandzkich targowiskach :))))

************************************************************
Dzisiaj po wczorajszym sponatanicznym napadzie tesknoty motoryzacyjnej postanowilismy wyporzyczyc motocykle i wybrac sie na wyprawe bezdrozami wokol Chiang Mai. Piter chcial choppera, ja stawialem na crossa. Pewnie poszedlbym na kompromis, ale chopperow juz nie bylo wiec wzielismy dwa crossy! :) dwie sliczne Kawasaki KLX250. Kupilismy sobie mape okolicy z trasami offroad i w droge!!!!!!!!

Wyjazd byl fantastyczny. Widzielismy wiele ciekawych miejsc, pieknych krajobrazow, poznalismy mase ludzi nie majacych w wiekszosci pojecia o angioelskim pytajac o droge bo sie wlasni zgubilismy... :) Problem w tym, ze na naszej mapie mielismy nazwy miejscowosci napisane w naszym alfabecie - a tutaj- szczegolnie drogowskazy w malych miejscowosciach sa napisane ich hieroglifami, no i badz tu czlowieku madry :)) Ale OCZYWISCIE (!!!) poradzilismy sobie. Ja kocham motocykle, wiec dla mnie to byl poprostu dzien marzen! Dla Piotrka, badz co badz jeszcze swierzynki w swiecie motocyklistow, choc posiadacza calkiem niezlej bryki - byl to pierwszy kontakt z motocyklem enduro i zaliczyl po drodze kilka niegroznych gleb. :) Naturalnie nikomu sie nic nie stalo i swietnie sie bawilismy, ujezdzajac nasze zielone rumaki po pieknych gorskich trasach, serpentynach i zawijasach, szutrze i piachu... po dordze odwiedzilismy jaskinie i wodospady.





Kropka nad i dzisiejszego dnia byla spontaniczna kapiel pod wodospadem w drodze powrotnej. Sam na sam z natura w bajkowym krajobrazie i huk wody spadajacej z kilkudziesieciu metrow. Poprostu odjazd!! Zdjecia wyraza chyba najwiecej.

Po powrocie wpadlismy do miasta na jakies zarelko. Teraz siedze i pisze bloga a pod hostelem stoja nasze motocylke, bo oddajemy dopiero jutro, a moj smieje sie do mnie i mowi mi - chodzmy pobujac sie po nocnym miescie... chyba mu nie odmowie :))

Jutro w poludnie lecimy do Bangkoku! No to by bylo na tyle :)

PS:
Nowosc na blogu!!!! Mamy ruchome obrazki z tripu motorami. Sorry ladies, ale dla nas facetow to najcenniejsza wyprawa. Poprostu niesamowicie kreci nas zapach spalin i warkot :)
Nie musicie tego rozumiec :))



Tu zostalem poproszony o strzelenie paru popisow na szosie :) - niczym borewicz!
Przed robieniem drugiego baczka uznalem, ze plecak ktory mialem na plecach cal;y dzien nie wyglada wystarczajaco off-road. Wystarczylo dac raz gazu, i juz wpasowal sie stylem, kolorem i zawartoscia (bo zapomnialem go zapiac... ja baran) do naszej wycieczki :)) hihihi


Filmiki w wiekszym okienku oraz jeszcze wiecej fotek pod tymi adresami:
http://picasaweb.google.com/morissKRK/TAJLANDIA2009#

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen